/Nie chce mi się. Koszi powiedział nam w poniedziałek coś takiego:
"Nawet nie wiecie jak mi się nie chciało iść na to kółko. Ale pomyślałem sobie, odwołam dzisiaj, za tydzień pójdę, a za dwa coś wypadnie, bo taki jest los, bo los jest taki. I takim sposobem, nie będzie już dwóch kółek."
Więc mimo że mi się nie chce, piszę.../
Dzisiaj jest piątek, "chodzimy" już do szkoły tydzień, jesteśmy po feriach. Od środy, mamy rekolekcje.
Poniedziałek:
Koszi: Olu, na jakim etapie jesteś?
Kluska: Już, zaraz, dochodzę.
Wtorek:
Zastępstwo na wF'ie z Wysokińskim. Gramy z 3b w siatę, oni bardzo się nam starają dokopać, my nawet nie gramy na serio odbijamy główkami i takie tam. Wysoki się denerwuje, że źle ćwiczymy, ale każdy na niego leje. W pewnym momencie serwis. Kokoszka odbija piłkę dolnym i wpada ona w takie wycięte kółko pod sufitem. Kręci się i kręci i kręci się chyba z 15 sekund aż staje, wszyscy z nas leją, tamci wkurzeni, bo grać nie mogą, każdy daje Kokoszce szacuna. Ale jest problem jak te piłkę stamtąd zdjąć. Tamci plują się, żeby wziąć jakąś tyke. Kokoszka próbuje doskoczyć, ktoś rzuca pomysł, żeby dmuchać a kto inny żeby napluć. Ale tylko Chojraczek postanowił zrobić coś, żeby ją zdjąć, wziął piórnik Szczepana i zaczął nim rzucać. Rzucił dwa razy, ale Buldog (wysoki), kawał drewna, kazał im przestać. Tyki też nie pozwolił wziąć i siedzieliśmy.
Środa:
1szy dzień rekolekcji. Poszedłem do kościoła. Śpiewaliśmy "Outsider'a" i "Droga na Brześc" zamiast piosenek kościelnych, zmienialiśmy ich txt'y. Potem szukaliśmy kitowców, bo wyczailiśmy zielonego rendżera.
Jeszcze łaziliśmy po kościele, jakaś dziewczyna dostała piłką do siatki od Pycka.
Potem impera u mnie.
Czwartek:
Znów kościół, tym razem na Cietrzewia, bo krócej i bliżej do Aśki u której była impera.
Piątek:
Kościół (1sze moje rekolekcje na których byłem we wszystkie trzy dni). Po tym pojechaliśmy z Kovalem do Blu Siti po ksionżke dla niego, a potem 127 do Centruma.
Na trochę przed placem Zawiszy jedziemy i jakiś dziadek chce wyjechać, koleś od autobusu trąbi. Nagle się zatrzymuje.
Kierowca: No to sobie pojechaliśmy.
otwiera dżwi autobusu i wychodzi.
Kierowca: Nie widzisz pan, kurwa, że autobus jedzie?
Dziadek: Mógł się pan zatrzymać.
Kierowca: Jak, kurwa zatrzymać, nie widzisz pan gdzie stanąłem?
chwila ciszy
Dziadek: No ale nic się nie stało.
Kierowca: Jak to kurwa nie stało? Ja to musze zgłosić.
wyciąga komóre i zaczyna dzwonić
Przechodzień spokojnie jak tylko można: Panie, ropa panu cieknie.
Kierowca: widze.
piątek, 29 lutego 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Czemu nie napisałeś o krwi na ulicy,
wybuch ,płonących ludziach ,i ogólnej rzezi ^^
Prześlij komentarz